Obiecałem Wam kilka recenzji z gier, które zagrałem w ostatnim czasie. Potrzebowałem chwili, nim mogłem się za to zabrać, ale czas na nie.
Na pierwszy ogień fajna, mocna gra od Mikołaj Adamczyk. Jeepform konkretnie. W poszukiwaniu trochę lepszego dzisiaj. Powiedziałbym, że mocne top 2 najciekawszych jeepformów, jakie zagrałem i miejsce w prywatnym top 10.
Jeepform, czyli podgatunek larpów zakładający m.in. udział publiczności, bardzo często jawny i liniowy scenariusz oraz możliwość reżyserowania gry w trakcie, np. poprzez cięcia i powtarzanie scen. Opowieść nie ma może specyficznych mechanizmów, ale barwną, elastyczną historię w klimacie.
Musicalowy jeepform? WOW. Kupiono mnie na tyle, bym poszedł na grę w temacie, który mnie triggeruje.
O czym jest ta gra?
Katowice, wrzesień 1996. Banda dzieciaków z jednego osiedla słucha hiphopowych kawałków z kasety kupionej na bazarze. Nie wiedzą, że pewnego dnia staną się najbardziej znanymi raperami w Polsce, marzą o tym, by robić muzykę i udowodnić światu, że istnieją. Gra opowie o ich drodze na szczyt, która jak to w życiu — nie zawsze jest łatwa.
Jeepform opowiadający o losach początkującej grupie muzycznej, o przebiegu ich kariery jako grupy oraz o problemach życiowych, które napotkają, nim osiągną sukces.
Złapałem więc miejsce na tę grę i zostało mi czekać na informacje co dalej. Nietypowo — przed jeepem otrzymaliśmy kontakt z MG, stworzono dla nas czat grupowy. Krótko wypowiedzieliśmy się, co chcielibyśmy grać, jak miałaby nazywać się nasza grupa. Jak się okazało wiązało się to z przygotowaniem dla nas wlepek na t-shirty. Iron lubi wlepki, naszywki i tego typu gadżety.
Jak wspominałem gra nie ma wielu mechanizmów typowych dla jeepformów. Jest szkatułkową opowieścią. Poznajemy naszych bohaterów, gdy mają naście lat, kijowe życie i niewielkie perspektywy. Podążamy za nimi przez kolejne lata życia i Wielkiej Kariery lub jej braku. Prowadzący zaś dobiera kolejne sceny z drzewka zależnie od naszych decyzji.
W ramach budowy nastroju, ale też wyrażenia postaci i pewnego poetyckiego rytmu larpa, co jakiś czas któraś z postaci wychodzi zarapować.
Co mogę jeszcze powiedzieć. Autor dobrze i umiejętnie rozgrywa nasze emocje, zaś gra projektowo jest sprawna. Wydaje się robić to, co powinna i czego oczekiwał od niej autor. Zastanawiam się — nie miałem czasu podpytać pewnych osób — jak różni się odbiór rej gry na linii osoba, która pamięta tamten czas i tamte blokowiska, a taka, dla której to mocne Urban Fantasy.
W każdym razie — gra nie dłuży się, płynie wartko i mocno tasuje naszymi emocjami. Jeśli szukacie nowatorskich struktur, rzeczy, które przełamują schematy, to nie jest ta gra. Ale jeśli chcecie solidnego, narzędziowo klasycznego larpa o dobrej, mocnej historii i realistycznych emocjach — warto zagrać. I przypomnieć sobie, że nie każda wybitna gra musi być nowatorska w formie. Czasem wystarczy, że robi to co ma robić i daje nam kopa emocji, myśli i opowieści, które z nami zostaną.
Fajnie było przez kilka godzin wcielić się w Młodego Dzyndzla.